Niedawno w miejscu po poprzedniej restauracji Fusion w Sheratonie otworzyła się nowa. Może niektórzy z Was już zauważyli przed hotelem pylon reklamowy z finezyjnym logiem „Rynek”? Tak, to jest to miejsce. Restauracja Rynek to całkiem nowy koncept – lokalnie, świeżo, sezonowo – z przystępnymi cenami.
Do restauracji łatwo trafiamy wchodząc do holu kierując się na lewo, mijając po drodze „kącik” dla pracusiów (czyli miejsca, gdzie można podpiąć się ze sprzętem). Po chwili naszym oczom ukazuje się urządzona w ładnej kolorystyce sala z otwartą kuchnią.
Za niewygórowane pieniądze uraczycie się pyszną kuchnią z lokalnych, sezonowych, świeżych składników.
Zjemy tam śniadanie w formie bufetu, lunch, czy kolację… A dodatkowo od poniedziałku do piątku w godzinach od 12.00 do 15.00 dostępny jest bar sałatkowy, który pozwala na samodzielne skomponowanie sałatek, czy też zaopatrzenie się w gotową kanapkę z opcją „na wynos”.
Dania w „Rynku” wychodzą spod ręki Szefa Kuchni Michała Konwerskiego, (odpowiedzialnego również za drugą „sheraton’owską” restaurację „SomePlace Else”), a to gwarancja, że spróbujecie czegoś wyjątkowego, zaskakującego połączeniami i smakiem.
Karta w „Rynku” jest zwięzła, a w niej dania dla wielbicieli mięsa, jak i dla tych co go nie tolerują. Mnie osobiście zaintrygowała taka oto informacja, podana w social mediach, jeszcze przed otwarciem: „Dlaczego zatrudniamy rzeźnika? Promując zasadę zero waste nie chcemy marnować naszych produktów, wykorzystując je „od nosa do ogona”. Rzemieślnicze techniki rozbioru mięsa zapewnią Ci wyjątkowe doświadczenia smakowe” Więc myślę, ze to miejsce nie raz mnie smacznie i oryginalnie zaskoczy. Liczę na tzw. „piątą ćwiartkę” 🙂
Dodatkowym plusem jest to, że sami piklują, fermentują, marynują, by dane warzywa i owoce mogły dłużej urozmaicać dania, nawet po sezonie. A ja uwielbiam takie wyszukane dodatki.
Restauracja działa w duchu hasła, że „jedzenie nie może być anonimowe”
„Rynek” stawia na serwowanie gościom autentycznego jedzenia, z lokalnych produktów od dobrze znanych im dostawców. To ważne by pochodziły z zaufanego źródła, co też gwarantuje ich dobrą jakość i świeżość.
A co jadłam w pierwszy dzień funkcjonowania Rynku?
Przed złożeniem zamówienia miałam przyjemność porozmawiać z Szefem Kuchni, który wprowadził mnie w menu, oraz pomógł dokonać wyboru.
Nigdy nie omijam w recenzjach „czekadełka” – lubię te małe „zabijacze” pierwszego głodu 😉 A tutaj było nim pieczywo wypiekane na miejscu, własne ogórki kiszone i marynowane pieczarki oraz olej z czarnuszki.
Na przystawkę zamówiłam:
„Pomidor marynowany, twaróg wędzony, olej z pestek dyni”
W pomidorach przenikały się na przemian smaki kwaśny ze słodkim. Do tego dochodził jeszcze posmak wędzonego twarogu i charakterystycznego oleju z pestek dyni… Niby proste, a jaka bomba smakowa. Zjadłam z wielkim smakiem, kończąc z pobudzonymi kubkami smakowymi do dalszej uczty.
Danie główne:
„Klopsiki z cielęciny, czerwone wino, zwęglona cebula i śliwka, rukiew wodna”
Tutaj zaskoczenie, ponieważ w tym daniu nie ma żadnego dodatku skrobiowego jak to zwykle bywa, czy to kasza, ryż czy ziemniaki… Dostajemy po prostu jak dobrze pamiętam 8 mięsnych bardzo dobrze doprawionych kulek ułożonych na wyrazistym sosie. No a na nich ta cebula! Zastanawia Was zwęglona cebula? Mnie bardzo ciekawiła. Pomyślałam sobie, no jak? Fakt. Wyglądała jak spalona… ale w smaku była zaskakująco pyszna, mix zwęglenia ze skarmelizowaniem, nie gorzka, lekko słodka… momentami chrupiąca… Dla mnie rewelacja! Całość tej rozkoszy zwieńczała spora ilość rukwi wodnej. Konkretne mięsne danie bez zbędnych dodatków 😊
Deser:
„Pavlova, konfitura z owoców leśnych, krem orzechowy”
Mnie na taką ilość bezy nie łatwo namówić. Tutaj poszłam na całość i okazało się, że była taka jaką lubię, bardziej-mocniej wypieczona, a nie wilgotna. Jej słodycz z kwaśną konfiturą idealnie przełamywał delikatny krem orzechowy. Bezapelacyjnie pyszna beza.
Na wynos zabrałam „Tartę z marynowanym rabarbarem i jabłkiem” w ładnym pudełeczku z okienkiem z logo restauracji. Uroczo prezentujące się misternie ułożone w kształcie róży cieniutkie płatki jabłka na musie z marynowanego rabarbaru ze słodko-kwaśną nutą, a wszystko to wiadomo na maślanym kruchm spodzie.
Zjadłam ją sobie wieczorem do herbaty. To był dobry pomysł z tym przepysznym wynosem 😉
Cieszę się, że Poznaniowi przybyło takie miejsce. Zaglądajcie.
Chciałabym, aby w restauracjach pojawiało się coraz więcej świadomych gości, którzy wiedzą po co przychodzą i za co płacą. Którzy rozumieją, że na przygotowanie godnego dania trzeba trochę poczekać. Goście, dla których jedzenie coś znaczy, wywołuje emocje, są ciekawi tego co mają na talerzu, skąd się wzięło, jak powstało i by potrafili to docenić.
#foodcannotbeanonymous