W pierwszy weekend maja wystartował wyjątkowy koncept „Linie w ogniu – kuchnia historyczna”, który mieści się w wiosce Linie położonej w wielkopolsce niedaleko Lwówka. Miejsce to jest biesiadownią w której jak sama nazwa wskazuje gotuje się tylko i wyłącznie na żywym ogniu.
Ludzie którzy stoją za tym wyjątkowym projektem to Marek Grądzki i Dobromiła Tenerowicz-Grądzka znani z produkcji znakomitych serów oraz Ewa i Piotr Michalscy, którzy przez wiele lat prowadzili w Poznaniu jedyną w swoim rodzaju restaurację Toga serwującą w lekkim wydaniu dania polskiej kuchni mieszczańskiej i szlacheckiej. To tam po raz pierwszy miałam okazję zjeść bobra (tutaj jest link do wpisu z bobrem na talerzu 😉 )
Prosiak z rożna, oj tak!
Odkąd pod koniec maja zeszłego roku (2018) zamknięto Togę po 18-stu latach działalności i Państwo Michalscy zapowiedzieli, że wrócą z nowym projektem. Muszę przyznać, że bardzo wyczekiwałam dnia w kórym to się zadzieje. Uwielbiam takie klimaty, a to miejsce zapowiadało się wyjątkowo.
Dlatego wybrałam się już w pierwszy z dwóch dni zorganizowanego wydarzenia „Drzwi Otwarte”
Gdy dojechałam na miejsce stało już sporo samochodów, a w wielkim budynku zastałam niemałą liczbę gości.
Po wejściu moją uwagę przykuły oczywiście postawione tam piece. Piec chlebowy murowany i żeliwny Pancer z 1885r., dwie „angielki” oraz imponujących rozmiarów ruszt-kominek przy którym stał jeden z gospodarzy czyli Pan Piotr i dumnie dzielił pieczonego prosiaka częstując gości. Po przywitaniu chwyciłam za talerz co by i mnie się ten rarytas skapnął. 🙂 A skapnęło się pyszne soczyste rozpływające się w ustach mięsko i przypieczona skórka, dla przegryzienia z krążkami surowej fioletowej cebuli. Pani Ewa dołożyła mi sałatkę z sałaty, ogórków, pomidorków koktajlowych, gruszką i kwiatami bzu, sos chrzanowy i pikantny pomidorowy.
Strawę zjadłam w miłym towarzystwie przy unikatowym stole, który poprzednio stał w Todze.
Na koniec wypiłam jeszcze pyszną kawę z wieloletniego ekspresu ciśnieniowego Faema i pełna wrażeń, jakbym była w innym świecie – odjechałam.
Linie w ogniu będą czynne tylko w weekendy i piątkowe popołudnia, a menu…
jest nieprzewidywalne i rządzi się tym, co aktualnie jest dostępne, dobre i dojrzałe, czyli sezonowo, co natura dała. A wszystko to wyjątkowo nietuzinkowo przygotowane. Dlatego warto śledzić na bieżąco fanpage na facebooku (klik)
Tutaj żeby przybliżyć w jakich klimatach tam można zjeść podaję przykładowe menu serwowane w pierwszy weekend oficjalnej działalności (10-12.05)
Planowane Menu:
- ser kozi z konfiturą z gorzkiej pomarańczy i gruszką
- pokrzywa, szczaw i kwiat rzepaku w cieście
- zupa szparagowa
- podpłomyk z grillowanymi na płycie warzywami i kozim serem
- podpłomyk z grillowanymi na płycie warzywami i kozim mięsem
- polędwica wołowa z pieca chlebowego
- pstrąg z rusztu
- szparagi grillowane z jajkiem
- na deser słodka fantazja Ewy!
(Aktualnie czekają na koncesję, więc wskazane jest przywiezienie swoich napitków alkoholowych)
Z tego co mi wiadomo w planach jest organizowanie „biesiad” z zaproszonymi do wspólnego gotowania najlepszymi polskimi szefami kuchni. To na pewno będą godne uwagi kulinarne wydarzenia. Ja bynajmniej nie mogę się już doczekać 😉
A jeżeli komuś marzy się impreza w takich oto klimatach Linie w ogniu są idealne do wynajęcia na zorganizowanie imprezy grupowej.
Linie w ogniu tworzą ludzie z pasją i niegasnącym zapałem, do których mam wielki szacunek. Podziwam Ich za ogrom włożonej pracy w całe przedsięwzięcie. Dzięki Nim powstało tak oryginalne miejsce. Będąc tam dało się odczuć wyjątkową gościnę i bijące ciepło z nieustającym uśmiechem na twarzy, mimo zmęczenia… Pracowali na wysokich obrotach, by to wszystko już mogło ruszyć w zapowiadanym czasie, by móc nas ugościć „czym biesiadownia bogata” Tak od serca. Szczerze. Prawdziwie.
Kończąc, jak najbardziej polecam wybrać się w to godne uwagi miejsce.
Niech ogień w Liniach nigdy nie gaśnie!
Poniżej więcej zdjęć (po kliknięciu, otwiera się galeria)