Może – gin, chill i więcej… w Poznaniu na Wildzie, to miejsce w którym płynie morze ginu, a tapasy przenoszą w śródziemnomorskie klimaty. Wszystko to okraszone profesjonalnym wyluzowanym serwisem, który sprawia, że nie chce się stamtąd wychodzić.
Niedawny „Światowy Dzień Ginu”, to idealna okazja bym mogła podzielić się z Wami moją wizytą w jednym z nielicznych gin barów w Polsce. Może – gin, chill i więcej… znajduje się na poznańskiej Wildzie. Aktualnie w lokalu znajduje się kolekcja ponad 70 butelek tego wyśmienitego trunku.
Niektórym Gin kojarzy się wyłącznie z krajami anglosaskimi, a jak się okazuje obecnie jest dostępny i coraz bardziej popularny na całym świecie. I my w Polsce mamy również swoje marki, m.in: rzemieślniczy Jonston Gin, Polish Forest Gin, Herbarius jak i… Gin Lubuski.
W świat ginu namiętnie zagłębiam się już od jakiegoś czasu. W „Może” byłam po raz pierwszy (wcześniej nie miałam okazji, otworzyli się tuż przed październikowym lockownem…) Spróbowałam nowych dla mnie paru „butelek”, m.in. Hayman’s Small Gin, który jest niezłą ciekawostką, jak i bezalkoholowego GinSin. Do każdego z nich sparowany był Tonic, a do niektórych dla podbicia całości w szkło szło odpowiednio dopasowanie zioło lub przyprawa.
Jako że, picie alkoholu wzmaga apetyt i miło jest coś przekąsić – „Może” oferuje inspirowane kuchnią śródziemnomorską tapasy na ciepło i zimno. Są również desery, o których wspomnę przy końcu.
Na początek wjechały autorskie pasty: hummus jarzynowy (inspiracja sałatką jarzynową 😉 ), pasta mejillones (małże w zalewie pomidorowej, krab, serek kremowy) i oliwa z oliwek z solą morską Maldon. Do tego oczywiście podano pieczywo.
Drugim tapasem na zimno były przygotowywane na miejscu kiszone warzywa (mix chrupiących warzyw – marchew, pietruszka, koper, ogórek, rzepa, kalarepa, papryka, chilli, cebula, kalafior, brokuł, rzodkiewka, czosnek)
Pierwszy raz jadłam: Tatara z sardynek – sardynki (z puszki w oliwie) hiszpańskie oliwki Gordal, suszone pomidory, cebula, pietruszka, oliwa z oliwek.
Bardzo smacznie podkręcił kubki smakowe na dalsze GINowe love 😉
Z tapasów ciepłych spróbowałam Grillowanej kapusty rzymskiej z sosem gorgonzola z dodatkiem bazylii, zwieńczonej pikantną salsą z pomidorków koktajlowych, czosnkiem, kolendrą, czerwonej cebuli i oliwy z oliwek.
Lekkie danie pełne smaków i aromatu.
Desery w karcie są dwa – oba na bazie ginu – pozycje obowiązkowe!
Ginowe lody (ja trafiłam na wersję truskawka-borówka + jogurt) oraz sorbet – rabarbar z wanilią.
Ginowe tiramisu – krem mascarpone, Thomas Henry Botanical, Polish Forest Gin, limonka, biszkopt, matcha.
To był idealny słodki ginowy akcent na koniec wizyty w poznańskiej GINlandii.
Może gin chill i więcej… to idealna miejscówka na raczenie się orzeźwiająco-goryczkowym smakiem i przyjemnym aromatem ginu. Przy okazji warto oczywiście spróbować tapasów (mają jeszcze m.in. 3 rodzaje bagietek oraz zupę tygodnia) Do tego dochodzi idealny serwis z opowiastkami na temat lanego ginu i adres Wierzbięcice 25 zapada w pamięci na zawsze 😉
Z chęcią wrócę na dalszą eksplorację pozycji z tamtejszych półek.
A i co także ważne – mają kiosk w którym można zakupić część ginów (prowadzą także sklep on-line gintonicclub.pl) Ja wyszłam z niezłą kolekcją.
GINowe Love 😉
Dziękuję za zaproszenie.