Od niedawna w Poznaniu pojawiła się oryginalna miejscówka Lala breakfast, lunch & wine w której zjemy m.in. klasyczne australijskie dania.
To wszystko za sprawą Polki i Australijczyka, którzy niedawno przeprowadzili się z Melbourne do Poznania.
Mając spore doświadczenie w branży gastronomicznej, oraz prowadząc tam restaurację z kuchnią polską, postanowili, że otworzą na Taczaka 22 koncept casual dining, z kuchnią na luzie i domową atmosferą w celu przybliżenia nam australijskich smaków.
Wszystkie dania z karty przygotowuje właściciel Gaz we własnej osobie, a za pysznymi ciastami stoi właścicielka Agnieszka 😊
Zjemy tam śniadania, które są dostępne przez cały dzień. Jest to bardzo fajny i już coraz częściej spotykany w podobnych miejscach gest w stronę gości, ponieważ niektóre pozycje można ze spokojem zjeść na mały lunch. W menu są także kanapki, australijskie przysmaki w sam raz na obiad czy kolację, oraz ciasta.
Gdy zbliżałam się do restauracji od razu zwróciłam uwagę, na to, że na „potykaczu” przed wejściem, oprócz wypisanych na nim głównych informacji, zostało przywiązane wydrukowane menu. Plus za to. Aż się prosi by zajrzeć 😊
To takie jeszcze mało spotykane u nas, a mi dało namiastkę i wspomnienia z zagranicznych wojaży, bo w innych krajach w wielu miejscach menu jest tak właśnie „na wyciągnięcie ręki”.
Tradycyjna kuchnia australijska bazowała kiedyś na potrawach przywiezionych z Anglii. Jednak w czasie ostatnich kilkudziesięciu lat stała się jedną z najbardziej różnorodnych kuchni. Jest mieszanką najróżniejszych wpływów kulturowych, a co za tym idzie ciekawych połączeń smakowych. Z jednej strony tradycyjna kuchnia rdzennej ludności – Aborygenów, z drugiej nowoczesna kuchnia Australii zwana czasami kuchnią fusion.
Nigdy wcześniej nie miałam okazji jeść typowych dań kuchni australijskiej, tym bardziej z miłą chęcią skorzystałam z zaproszenia.
Przed przyjściem zerknęłam na menu i nie znalazłam tam ani mięsa z kangura czy strusia 😉 Miejsce to oferuje całkiem inne potrawy, o których wcześniej nie słyszałam, więc po raz pierwszy spróbowałam dwa popularne w Australii dania: Pie i Parmę.
„Pie z mieloną wołowiną, podawane na kremowych ziemniakach, z puree z groszku i marchewki”
Pie australijski to takie ciastko na słono, najczęściej przygotowywane z ciasta kruchego lub francuskiego wypełnione mięsem, i tutaj tak właśnie było. Francuskie ciasto, a w nim mielona wołowina z sosem w stylu barbecue z pomidorowym… Bardzo dobrze doprawiony farsz. „Ciastko” było ułożone na puree z ziemniaków, a na samej górze miało rozdrobnioną marchewkę z groszkiem. Bardzo mi smakowało, ale na drugi raz zamówiłabym bez ziemniaków, ponieważ jak dla mnie było za bardzo sycące, a jest taka opcja w menu, sam „paj”z sałatką 🙂 Do tego serwuje się jeszcze ketchup – zdziwiłam się, ponieważ w mięsie jest wystarczająca ilość sosu…, ale taka tradycja.
Także po raz pierwszy spróbowałam typowo australijskie danie. Yasss 🙂
Ketchup był własnej roboty – idealny, przepyszny….
Bardziej pasowałby do drugiego dania jakim było:
„Australijskie Parma zapiekane z domowym sosem beszamelowym, awokado i rozpływającym się serem”
Australijskie Parma, jest to zapiekany kurczak, tutaj było to mięso z udka w panierce (mleko, bułka, jajko). Coś w stylu sznycla na którym był sos beszamelowy, kawałki awokado oraz spora ilość żółtego sera.
Dla mnie było to trochę jednak ciężkie przez beszamel. W oryginale jest serwowane z sosem pomidorowym… (i takie są też dostępne w menu) i chyba jest to lepsza kompozycja… Co do awokado, to niestety w Polsce nie ma dostępnych takich, jak w Australii (sami właściciele wspominali, że brak im tutaj tej jakości/wielkości) , więc trochę się tutaj nie spełniło… Może przemycić je w tym daniu czymś w stylu guacamole? Może by dało radę? Przełamało by tą kompozycję… Dla kogoś, kto lubi syte potrawy – to jest jak najbardziej ok.
Danie serwowane jest z przepyszną małą sałatką (à la cezar z grzankami i sosem rosyjskim) oraz wybranym dodatkiem: frytki (smażone ćwiartki ziemniaków) własnej roboty lub kremowymi ziemniakami. „Frytki” super smakowały z ketchupem z poprzedniego dania „paj” 😉
Z sekcji „Kanapki dla smakoszy” zjadłam:
„ORANGE – piklowana dynia, cebula confit, dyniowy hummus i puder dyniowy”
Całkiem wegetariańska kanapka, na którą skusiłam się na samym końcu i z polecenia właścicielki. Ależ mi smakowała!!! Bardzo się cieszę, że ją zjadłam, bo inaczej serio byłabym nieświadoma, że ominęło coś tak pysznego. To takie assiette z dyni 😉 Mus, pikle i puder.
Ciepłe, przyrumienione na lekko chrupiąco dobrej jakości pieczywo z masłem, posmarowane dyniowym hummusem z minimalnym akcentem czosnku, konfitowaną cebulą i dla przełamania smaku lekko piklowaną dynią. Na wierzchu kanapki był puder dyniowy także własnej roboty.
Ta kanapka to takie australijskie słońce na talerzu, idealnie uraczyła moje podniebienie.
Dodatkowo dostałam do spróbowania domową terrinę z wieprzowiny z orzechami włoskimi oraz marynowane na miejscu warzywa (pomidory, fenkuł, buraczki), które były tak pyszne, że nie zdążyły załapać się na zdjęcie 😉
W dniu mojej wizyty, jednym z dostępnych trzech ciast była Pavlova.
Jest to oczywiście znany wszystkim deser, ale nie każdy wie, że pochodzi on właśnie z tamtych regionów… (Po raz pierwszy Pavlova została wykonana na cześć rosyjskiej tancerki baletowej Anny Pavlovej, która w 1920r. przybyła z występami do Australii i Nowej Zelandii.)
Ta mega słodka przyjemność składająca się z bezy, kremu i owoców leśnych zakończyła wizytę w „Lala”, wraz z bardzo dziwną kawą – warzywną!
Dla mnie to totalna nowość! Akurat była grzybowa.
Jest to bardzo aromatyczna kawa zmieszana ze sproszkowanymi pieczarkami. Proszek jest robiony na miejscu z umieszczonych na kilka godzin w suszarce pieczarek. Trochę obawiałam się smaku i zapachu, ale naprawdę nie miała jakoś intensywnie grzybowego. Bardzo mile mnie smakowo zaskoczyła. I do tego jeszcze ciasteczko, pyszności. Także polecam spróbować!
(Australijczycy pijąc nadmiar kawy podobno w ten sposób przemycali warzywa do organizmu. To ich sposób na dostarczenie sobie witamin. 😉)
Tak oto wyglądała moja wizyta w nowym miejscu na Taczaka, podczas której odkryłam nowe smaki.
Lala to kameralne i przytulnie urządzone miejsce z oryginalną kuchnią oraz bardzo miłymi właścicielami, którzy dbają o komfort gości w najdrobniejszym szczególe.