sobota, 23 listopada, 2024

Restauracja Krawatka – kuchnia z charakterem

Najnowsze

Dzisiaj wracam wspomnieniami, do niedawno odbytej wizyty w gostyńskiej Restauracji Krawatka, podczas której miałam przyjemność zjeść set degustacyjny przygotowany specjalnie pode mnie, tak abym mogła ku mej uciesze spróbować jak najwięcej dań. Dlatego niektóre porcje, które zobaczycie na zdjęciach różnią się od serwowanych tam na co dzień – są pomniejszone. Bardzo lubię taką formę degustacji, ponieważ za jednym posiedzeniem mam możliwość przetestowania większej części menu.

 

W Krawatce serwuje się kuchnię polską z autorskim wyjątkowym, nietuzinkowym i nowoczesnym twistem Szefa Kuchni Piotra Roszaka, dla którego gotowanie jest pasją, i to totalnie można odczuć w każdym daniu.
Produkty, dobranie ich, cała kompozycja dania, prezentacja na pięknych talerzach – wszystko jest dograne, a do tego dochodzi oczywiście najważniejsze czyli – smak! Da się zauważyć, że Piotr jest profesjonalistą, i jak coś robi, to jest to na 100%. Wkłada „w kuchnię” swoje serce na maxa.

 

Poniżej przedstawiam wszystko, co miałam okazję posmakować z nowej wiosenno-letniej karty.

 

Zapraszam na podróż poprzez „krawatkowe” smaki.

 

Zupy:

 

 

 

„BIAŁE KWAŚNE ZE SZCZAWIEM, rilette z królika, jajko przepiórcze, puree ziemniaczane”

 

Białe kwaśne czy jak kto woli barszcz biały. Na wkładkę składało się kremowe puree ziemniaczane, jajko przepiórcze na miękko oraz królicze rilette w chrupkim panko. Rewelacyjnym dodatkiem był pokrojony świeży szczaw. I to było to coś! To była petarda, która z każdym kęsem zaznaczała się kwaśnym kopem.

 

 

„CHŁODNIK Z ZIELONEGO OGÓRKA I MIĘTY, lody z rokitnika, jogurt grecki, tarte żółtko”

 

Najbardziej chłodzący chłodnik jaki jadłam, czyli ogórek w połączeniu z miętą na bazie jogurtu greckiego. Rewelacyjnie odświeżający, czyli jak ja to nazywam freshowaty! Tutaj wkładką do aksamitnej konsystencji był „makaron” z ogórka, idealnie łączące się z całością lody z rokitnika i tarte żółtko. Plus za podkręcenie konkretnym pieprznym przyprawieniem.

 

„CZARNA POLEWKA, uszka z gęsimi podrobami, żel z czarnego bzu, owoce, suszona śliwka”

Wyważona w smaku lekko słodka, lekko kwaśna czarna polewka, z konkretną jakże pięknie prezentującą się wkładką w postaci uszek,  suszoną śliwką, owocami i żelem z czarnego bzu, który nie znalazł się tam bez powodu, bowiem mega wszystko podkręcił i dokręcił wznosząc wraz z uszkami pełnych podrobów tą oto czerninę na pierwsze miejsce wszystkich jakie do tej pory jadłam.

 

 

 

Przystawki:

„RĘCZNIE SIEKANY TATAR Z POLĘDWICY WOŁOWEJ, krem szczypiorkowy, kiszony czosnek niedźwiedzi, chleb naszego wypieku”

Na talerz dostajemy mięso wymieszane już wcześniej z autorskim sosem na który składa się m.in. bardzo drobno pokrojona cebula, kapary, korniszony, natka pietruszki, dwa rodzaje musztardy. Nam do wmieszania pozostaje już tylko samo żółtko oprószone solą w płatkach. Całą kompozycję dodatkowo podkręcają aromatyczne liście kiszonego czosnku niedźwiedziego, a aksamitny krem szczypiorkowy jak i oliwa z jarmużu idealnie spajają całość zwieńczoną pudrem z buraka. Do tego podstawowy dodatek, czyli pieczywo własnego wypieku z masłem. Tatar wart zaliczenia by móc, aż zamilczeć z wrażenia 😉

 

 

 

„KROKIET Z KWAŚNEJ ŚMIETANY, PARMEZANU I ZIEMNIAKA, chłodnik litewski, wędzony pstrąg z Zielenicy”

 

Gdy dostałam tą przystawkę najpierw zjadłam ją oczami. Te kolory!
Krokiet to skrywający w chrupiącej otoczce z panko środek (z ziemniaków, śmietany i parmezanu) o jednolitej konsystencji przypominającej topiony serek, jego łagodny smak przełamywały plastry aromatycznego słonawego wędzonego pstrąga z koperkiem. Ależ to pięknie zagrało. Całość została ułożona na gęstym „kleksie” chłodnika litewskiego, którego piękną zieleniną otoczyła oliwa z jarmużu. Smakowite połączenie, nie tylko wizualne 😊

 

 

Dania główne:

 

„KOPYTKO Z CONFITOWANĄ KACZKĄ, demi glace jabłkowy, pieczony kalafior, kruszonka z panko i masła, puree z modrej kapusty”

 

Szukacie kaczki na talerzu? Nie znajdziecie, dopóki się nie dobierzecie do kopytka 😉 które jest nieźle nadziane właśnie mięsem z kaczki, takim poszarpanym, soczystym i aromatycznym. Czerwoną  kapustę mamy zaś w formie puree, a pieczony kalafior jest obficie oprószony złotą maślano-pankowatą kruszonką. Do tego wszystkiego jest nie byle jaki, bo idealny pod całość jabłkowy demi. To taka „kaczka dziwaczka” – na którą każdy załapie smaczka 😉

 

„MAKRELA Z BRĄZOWYM MASŁEM, smażone skórki z młodych ziemniaków, gzik wielkopolski, sałata winegret”

 

Tak dobrze przyrządzonej makreli dawno nie jadłam. Pieczona, zbastowana wylądowała na moim talerzu soczysta z brązowym masłem,  po prostu rozpływała się w ustach… Do niej był prze-przewyśmienity sos z szyjek rakowych i pieczonego czosnku.
Zachwyciła mnie forma podania ziemniaków, były to wydrążone połówki, takie pół-chrupiące łódeczki wypełnione gzikiem. Dodatkowo w osobnej miseczce była podana sałata z sosem vinegret.

 

„COMBER Z KRÓLIKA W CIEŚCIE FRANCUSKIM, kiełbasa z królika, sos musztardowy, assiette z brokuła”

 

Delikatne mięso z królika zapieczone dla smaczku z plasterkiem bekonu w cieście francuskim. Rarytasem na talerzu była maleńka
rewelacyjnie doprawiona kiełbaska z królika, którą delektowałam się z każdym kęsem. Warzywnie danie uzupełnił brokuł w trzech postaciach: pieczona różyczka, plastry z łodygi oraz „kuskus”, a pyszny sos musztardowy był tzw. kropką nad „i”. Eleganckie pełne smaków wyrafinowane danie.

 

 

„PYZA BURACZANA Z POLIKIEM WOŁOWYM w glazurze z piwa z browaru Fortuna, tłuczony zielony groszek, delikatny sos beszamelowy z chrzanem, wędzona słonina”

Pięknie prezentująca się pyza zabarwiona sokiem z buraków z nie byle jakim przełożeniem, bowiem z delikatnym mięsem z policzków wołowych ociekającym beszamelowym sosem z chrzanem. Rarytasikowym akcentem była dla mnie wędzona słonina. Oj tak!

Totalnym zaskoczeniem, którego się nie spodziewałam na talerzu była skarmelizowana miodem, octem balsamicznym i winem botwinka. To była petarda dodana do petardy, czyli podsumowując – wystrzałowe danie.

 

 


Czy jesteście gotowi na przedstawienie deserów? Zacznijcie już lepiej planować podróż do Gostynia, nie zapominając oczywiście o zrobieniu wcześniejszej rezerwacji 😉

 

Desery:

 

„RURKA Z CUKREM FIOŁKOWYM I KREMEM POZIOMKOWYM,

sorbet z poziomki, piana miętowa”

Rurka z ciasta półfrancuskiego nadziana po same końce kremem poziomkowym, a obok rurki jeszcze więcej kremu poziomkowego, wyobraźcie sobie jak mogło to smakować, bo to nie koniec poziomkowej rozkoszy – jeszcze więcej poziomek w poziomkowym sorbecie, całość oprószona cukrem fiołkowym, do tego świeże maliny i borówki i piana miętowa. Oszalałam! Poziomkowe-Love!

 

 

„SERNIK AROMATYZOWANY SOKIEM Z MIRABELKI Z POLEWĄ Z BIAŁEJ CZEKOLADY,

sorbet z hyćki i szampana, popcorn z kaszy gryczanej z miodem, marynowany rabarbar”

 

Ja nie wiem jak ta biała kula, która dała mi rozkosz do nieopisania została wykonana. To była pianko-chmurka, nie za słodka… śmietankowość z lekko przebijającą się mirabelkowatością…. oblana mleczną, słodką białą lustrzaną glazurą z białej czekolady.
Do tego znany mi już z ostatniej „krawatkowej” kolacji degustacyjnej (link do wpisu – klik) PRZEwyśmienity sorbet z szampana i soku z hyćki usadowiony na przełamującej strukturę całości chrupiącej kaszy gryczanej usypanej na miodzie, który pod wpływem zimnego sorbetu stężał i zrobiła się z niego taka à la „ciągutka” To nie koniec, bowiem kwaśny, ale i też z przebijającą się słodyczą marynowany rabarbar totalnie uzasadnił swoją obecność poprzez mega dopełnienie, podbicie, przebicie całej kompo! Perła! Tak zjadłam perłę!

 

 

„DOMOWY SNICKERS, piana z mleka i nugatu, kokos, topinambur”

 

Całą degustacje zwieńczył niesamowity deser, już można powiedzieć, że pomału robi się kultowy 😉
Nie ma co porównywać go do sklepowego snickersa, bo tamten nie jest tego godny 😉
To snickers slow foodowy, a nie fast foodowy.
No i co my tutaj mamy… Oprócz głównego bohatera z czekolady pomiędzy którą znalazły się orzeszki w słonym karmelu jest chmurka z pianki nugatowej z kokosowym akcentem, do tego czekoladowe gąbki oraz moje ulubione chipsy z topinamburu. Jest malina i borówka, które razem z kwaśnym malinowym sosem dodały owocowego akcentu. Moc słodkiej przyjemności do szpiku kości.

 

 


Po powyższej lekturze bez dwóch zdań chyba zgodzicie się ze mną, że Gostyń ma godną miejscówkę „do zjedzenia…”
Każde z dań, które zjadłam miało w sobie mega moc smaków i było zachwycające!
Krawatka to miejsce do którego chce się wracać, bo cóż więcej innego może zachęcić niż szczera, prawdziwa i dopracowana kuchnia? Do tego dochodzi atmosfera, przemiła obsługa i oczywiście pięknie urządzone wnętrze.
To jest coś wspaniałego, jeść takie dania, wiedząc że powstały z pasji i że nic na talerzu nie znalazło się przypadkowo.
Wtedy mózg nie tylko jest zaprogramowany na komendę: najedz się i zapomnij, ale na tą całą otoczkę na którą składa się to wszystko co znalazło się na talerzu, jak zostało przygotowane, czuć TO serce w każdym daniu – oddaniu.
Dziękuję Ci Piotr za to, że jedząc Twoje dania mogłam godnie wzbogacić moje doznania kulinarne.
To są takie chwile pełne emocji, które pamięta się nie tylko kubkami smakowymi, bowiem „je się” też i sercem.

 

Tutaj podaję jeszcze link do strony www z aktualnym menu – klik w restauracjakrawatka.pl
A poniżej kilka dodatkowych ujęć:

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

803FaniLubię
5,011ObserwującyObserwuj

Wydarzenia