W dzień po święcie zakochanych (który oczywiście spędziłam w pysznym miejscu) celebracja mojego stanu, czyli miłości do jedzenia ciągle trwała, albowiem wieczór 15 lutego także spędziłam z miłości 💓 do jedzenia 🍽 w Restauracja Flavoria znajdującej się w Andersia Hotel na kolacji degustacyjnej pod hasłem „Daj ponieść się emocjom i… uczuciom” zorganizowanej przez De’GUSTATOR PR Juliusz Podolski 😊 Bardzo dziękuję za zaproszenie.
Kuchnią w hotelu zarządza Artur Szwacki, który wcześniej swoje doświadczenie zdobywał m.in. w Cucinie u boku Ernesta Jagodzińskiego jak i w warszawskim ED Red u Adama Chrząstowskiego.
Na ten wieczór przygotował dla nas set wybranych dań, które aktualnie znajdują się w nowej karcie.
Zanim zaczęliśmy, czekało na nas „czekadełko” 🙂 Pieczywo plus masło z trybulą i cytrynowym pieprzem.

Amuse-bouche
Kolację rozpoczęto dość sporym amuse-bouche. Był to w formie teriny „Karmelizowany pasztet z foie gras” czyli pasztet z gęsich wątróbek z prażonym jęczmieniem, galaretką z białego wina, konfiturą śliwkową i kiszonymi warzywami. (W menu zobaczymy tą pozycję pod przystawkami.)

Przystawka rybna
„Marynowany łosoś jurajski”
W tej przystawce wykorzystano produkt najwyższej jakości – Łososia Jurajskiego, który jest hodowany w proekologicznej fermie w Janowie w woj. zachodniopomorskim wykorzystującej wodę geotermalną z okresu dolnej jury sprzed 150 milionów lat. To jedyna tego typu hodowla w skali świata.
Łosoś został podany w formie gravlax’a (marynowany w soku z kiszonych buraków z alkoholem i przyprawami przez ok. 2-3 tyg.) z jogurtowym crunch’em, koperkowym crème fraîche i assiette z buraka, czyli burak w trzech wersjach – jako puree z sokiem z czarnej porzeczki, pieczony i chipsy. Całość przystroił chips z tapioki zabarwiony sepią.


Przystawka mięsna
„Podwędzany tatar wołowy”
Tatar z polędwicy wołowej rasy Hereford nie przesiekany tylko drobno krojony, co ma wpływ na mięsne doznania smakowe. Ogólnie jest serwowany gościom pod kopułką z dymem, ale dla naszej ilości przy stole, z obawy przed załączeniem się czujek ppoż. zrobiono to wcześniej na kuchni 😉
Bardzo przypadło mi do gustu podanie tatara wraz z częścią duxelles grzybowego z podgrzybka przesmażonego na oliwie rzepakowej. Idealnie zmiksował się z delikatnym mięsem w którym dodatek smażonej gorczycy z octem podbił smak. W każdej kompozycji tatara nieodłączne są kwaśne akcenty, tutaj były to marynaty własnej produkcji – ogórek konserwowy, szalotka i grzyby. Kropka nad „i” to dużo wnoszący do kompozycji majonez czosnkowy z czarnuszką, oraz tarte wysuszone żółtko. Dla mnie to był jeden z najlepszych tatarów jakie do tej pory jadłam.

Danie główne rybne
„Marynowany Skrei w cytrusach z karmelizowanym koprem włoskim, pieczonym w soli selerem i rukwią wodną.”
W ogólnym menu widnieje nazwa dania „Polędwica z dorsza”, lecz z racji tego że trwa sezon na dorsza „Skrei” (norweski dorsz zimowy, który dostępny jest od stycznia do kwietnia) na talerzach otrzymaliśmy właśnie ten rarytas.
Wcześniej marynowany Skrei w cytrusach oraz zanurzony w śmietanie został przez chwilę obsmażony na patelni bez dodatku tłuszczu, by zaraz potem trafić do pieca na około 12 min. Ryba była jędrna i idealnie się płatkowała. Zaserwowano ją ze słodkawym karmelizowanym koprem włoskim, krokietem z kaszy kuskus, sałatką z marynowanej rzepy w cytrusach i rukwi wodnej oraz pieczonym w soli selerem – jest to dość pracochłonny zabieg, seler owija się w ciasto z otrębów, mąki i soli przez co piecze się pod ciśnieniem i zachowuje w sobie wszystkie smaki – fantastyczne-umamistyczne 😉

Intermezzo
Na przeczyszczenie kubków smakowych dostaliśmy „Domowy sorbet z cydru wielkopolskiego.”
Pod sorbetem z cydru znajdowały się konfitowane jabłka w maśle, zblendowane z odrobiną śmietanki – przez styczność z zimnym cydrem, masa ta nabrała takiej konsystencji, że miałam wrażenie jakbym jadła schłodzone masło z jabłka, które fajnie roztapiało się na języku ;P To było niesamowicie pyszne i zaskakujące doznanie.

Danie główne mięsne
„Comber z jelenia”
Mięso zostało zanurzone w miodzie lipowym i przez chwilę pieczone na patelni by się skarmelizować, potem trafiło do pieca by tam przez około 12 min. odpowiednio doszło. Jeleń jako że to leśne zwierzę 🙂 podano go z leśnymi, jesienno-zimowymi klimatami, takimi jak: purée z kasztanów który mnie zachwyciło, mimo, że nie pierwszy raz takowe jadłam 😉 kwaśno-słodki sos z owoców leśnych oraz dla przełamania tartę dyniowo-szałwiową. Danie wykończono chipsami z ziemniaków truflowych i odrobiną demi glace.


Deser
„Herbaciany mus z białej czekolady, z pikantnymi malinami i czekoladowym crunchem.”
Pierwsza część tej słodkiej rozkoszy to herbaciany mus (earl grey) z białej czekolady z kruchym karmelowym ciasteczkiem, czekoladowym crunchem i lekko pikantnym malinowym musem, druga to serduszko z czekoladowego musu ze słonym kajmakiem oraz musem z porzeczek. Całość była przeZAJEmegaPYSZNA!


Wszystkie ww. dania oprócz deseru, który na naszej kolacji był specjalną wersją walentynkową są dostępne w aktualnym menu pośród innych również bardzo ciekawych pozycji.
Tutaj można pobrać menu, zapraszam do odwiedzenia.
(Zaznaczam, że prezentowane tutaj porcje na talerzach są degustacyjnymi. Idąc do restauracji zamawiacie pełnowymiarowe danie. )
Cała kolacja przebiegła w miłej atmosferze przy nastrojowych dźwiękach saksofonu. Szef Kuchni przed podaniem każdego dania opowiadał nam ze szczegółami w jaki sposób i z jakich produktów zostało przygotowane.
W każdym talerzu mogło się odczuć wyśmienity kunszt kulinarny, który podbił moje kubki smakowe, jak i resztę zmysłów. Więc hasło przewodnie kolacji „Daj ponieść się emocjom i… uczuciom” było jak najbardziej na miejscu. Moja miłość do zacnego jedzenia jest bezgraniczna 😛 a ta kolacja wzbogaciła moje dotychczasowe kulinarne doznania, które jak najbardziej są godne zapamiętania.
Nie każdy ma świadomość, że w hotelu Andersia na pierwszym piętrze znajduje się restauracja, oczywiście dostępna dla wszystkich gości, nie tylko tych hotelowych.
Mam nadzieję, że z czasem takie podejście zacznie się zmieniać… ale często spotykam się z tym, że niektórzy myślą, że jak hotel ma restaurację, to przeważnie nie można wejść „z ulicy”… tylko trzeba być gościem hotelowym… albo, że tam wydawane są tylko śniadania… Nieprawda! Czasami warto zajrzeć… i miło się rozczarować.
Tutaj w przypadku luksusowej restauracji jaką jest Flavoria na pewno każdy wyjdzie zadowolony.

jaka cena za te znikome ilości jedzenia?
To była specjalna kolacja degustacyjna, na której próbowaliśmy dania z karty w mniejszych porcjach w celu poznania jak najwięcej dań z obecnego menu, by właśnie przedstawić w opisie jak najwięcej dań, dla ludzi chcących iść tam zjeść. Dla gości którzy odwiedzają restauracje są podawane normalne – duże porcje każdego dania. Tutaj jest menu do pobrania http://www.andersiahotel.pl/kulinaria/restauracja-flavoria-w-poznaniu